I ostatnie TOP5 z najbardziej pozytywnymi prowadzącymi zajęcia.
1. Pan od ćwiczeń z: Model Blacka-Scholesa
Pan dość wymagający, kolosy dość trudne. Na szczęście uczył bardzo dobrze i sympatyczny był. Miałem z nim kilka przedmiotów, ale na tym zapadł mi wyjątkowo w pamięć. Ogólnie on zawsze chciał, żeby się zgłaszać. Nie lubił wyznaczać, ale jak musiał, to robił to. I jakoś tak było, że ludzie się zgłaszali o dziwo sami na innych przedmiotach, a jak się raz na jakiś czas zdarzyło, że nie, to brał do tablicy najmądrzejszych i po kłopocie. No i nadeszły ćwiczenia z Modelu Blacka-Scholesa. I wyszło tak, że były 3 grupy, a ja znalazłem się w mało licznej i z brakiem jednostek wybitnych. Efekt? Nikt się oczywiście nie zgłaszał. I co? Nie wiem na jakiej podstawie, ale już na pierwszych ćwiczeniach wybrał mnie do tablicy. I brał mnie co zajęcia! Innych brał tak mniej więcej po równo, a ja byłem zawsze! I nie rozumiem dlaczego, bo jak mnie brał to nie umiałem robić tych zadań, musiał mi dyktować wszystko i potem się śmiał ze mnie, że nic nie umiem (ale śmiał tak pozytywnie, nie, że wyśmiewał czy coś), że na egzaminie mi nie pomoże itd.
Potem już robił mi takie żarciki:
1) Oczywiście nikt się nie zgłasza, a on "to wezmę z listy kogoś kto dawno nie był", ja już taka ulga i radość. On patrzy na kartkę, wędruje wzrokiem z góry na dół i "Pan Piotrowski" xD
2) nikt się nie zgłasza, a on "niech się zgłosi dobrowolnie osoba, która wie, że ją wybiorę", potem wzrok utkwił we mnie i taki podły uśmieszek na twarzy
Jeszcze się cieszył, że dzięki niemu będę miał co wspominać po studiach.
2. Pan od konwersatorium z: TI - Elementy i narzędzia informatyki
Miałem ten przedmiot na 1 semestrze, gdzie wszyscy nas ostro cisnęli (najwięcej się wykruszyło), a to jedyne zajęcia, gdzie można było odetchnąć. Pan Prowadzący jednocześnie mega wyluzowany, ale i uczył nas skutecznie. Dlaczego na 2 miejscu? A no za jego rozbrajające teksty. Np. do dwóch dziewczyn powiedział, że zachowują się jak lesby, albo powiedział jednej dziewczynie, żeby podciągnęła wyżej spodnie, bo jej majty widać xD W ogóle na zajęcia przychodził w koszulkach "Jack Daniels", a mieszkał w mieszkaniach studenckich. Później mieszkał w jednym mieszkaniu z tą dziewczyną od majtek .
3. Pani od ćwiczeń z: Algebra liniowa z geometrią
Genialna kobieta. Z jednej strony mega surowa, wymagająca, wręcz groźna, a z drugiej też xD Nie no. Jak szła korytarzem to uśmiechnięta, wesolutka, a jak przekroczyła próg sali to opętywał ją szatan. Ale uczyła bardzo dobrze. Z nią najbardziej kojarzę 2 akcje.
1. Miałem z nią 2 semestry i tak jakoś w połowie zrobiła nam ankietę na zajęciach. Oczywiście anonimowo mieliśmy napisać co nam się w zajęciach podoba, co nie itd. I sporo osób bardzo genialnie wpisało jej, że się jej boi, że się stresują, że odpytywanie przy tablicy jest przerażające, ale przede wszystkim, że się bardzo stresują itd. No i ona na następnych zajęciach taka smutna i zaczyna mówić, że przeczytała te ankiety i nie rozumie co i jak, ale postara się być milsza. No i na tych samych zajęciach robimy jakieś zadania i wskazuje ona na kolesia i każe mu podać jakąś definicje. Koleś mówi, że nie zna. Ona wkurzona, ale obiecywała, to mu pozwala znaleźć w notatkach. On mówi, że nie ma notatek. Ona już naprawdę kipi, ale powstrzymuje się przez chwilę, milczy. Nagle taki spokój na twarzy, złość minęła, nachyla się do niego i pyta "I co? Stresuje się Pan?!" I wtedy po raz pierwszy i chyba ostatni się uśmiechnęła xD.
2. Ona strasznie lubiła jak się robiło tak jak ona chce. Jak ktoś robił zadanie dobrze, ale nie według jej schematu, to i tak musiał robić od nowa. No i raz taki kolega, jeden z najlepszych osób na roku, robi zadanie, a ona podchodzi i zaczyna mu coś tam bazgrać, że ma być jak ona chce. A on wziął gąbkę, zmazał to co napisała i powiedział "nie nie nie, ja to zrobię po swojemu". Zatkało ją niemiłosiernie, widok wart każdych pieniędzy.
I teraz już się powoli schody zaczynają, bo te 3 osoby mocno charakterystyczne.
4. Pan od wykładów z: Algebra liniowa z geometrią, od ćwiczeń z: Wstęp do matematyki dyskretnej
Strasznie zakręcony koleś, często opowiadał jakieś żarciki dziwne, ale to nic. Przede wszystkim często zdarzało mu się mówić do siebie. I to tak wpół zdania. Coś tłumaczy, coś tłumaczy, nagle sobie coś tam mówi, że musi np. coś tam odebrać, albo wysłać maila, i jak gdyby nigdy nic kontynuuje. Poza tym zdarzało mu się przyjść na zajęcia w kapciach
I pamiętam jeden jego tekst "Jak przyjdę kiedyś poplamiony czymś gęstym i białym to znaczy, że karmiłem dziecko w pośpiechu, proszę nie mieć sprośnych myśli".
5. Pan od wykładów i ćwiczeń z: Wstęp do logiki i teorii mnogości
Wykładowca do taki poczciwy dziadzio, który pewnie od 30 lat powinien być na emeryturze. Koleś niesamowicie sympatyczny i z poczuciem humoru. Odpowiadanie u niego przy tablicy było spoko.
Zanim się przepisało treść zadania czy coś, to już zdążył z 10 razy pochwalić tekstami w stylu "genialnie", "wspaniale" czy "cudownie" xD
Jego ulubione powiedzonko (średnio 2 razy na zajęcia) "kobieta matematyk jest jak świnka morska, ani świnka, ani morska".
Miał też fajną anegdotkę o żonie i córeczce. Jego zona jest psychologiem. I kiedyś jak wróciła do domu, a córka była w tym czasie sama, to był straszny syf. No i ta żona wkurzona mega, a córka przynosi jej kartkę papieru, kredki i mówi "narysuj co czujesz".
Aha! No i ten Pan miał problemy ze słuchem i nosił aparat słuchowy. Niby ok, ale zdarzało mu się zapomnieć. Na przykład nie przyniósł go na egzamin USTNY
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
2. Ona strasznie lubiła jak się robiło tak jak ona chce. Jak ktoś robił zadanie dobrze, ale nie według jej schematu, to i tak musiał robić od nowa. No i raz taki kolega, jeden z najlepszych osób na roku, robi zadanie, a ona podchodzi i zaczyna mu coś tam bazgrać, że ma być jak ona chce. A on wziął gąbkę, zmazał to co napisała i powiedział "nie nie nie, ja to zrobię po swojemu". Zatkało ją niemiłosiernie, widok wart każdych pieniędzy. smiley
Odważny
Ja nie mam jakichś wybitnych osobowości, ale jakby się zastanowić... Najbardziej rozwalił nas chyba koleś od etyki. Któregoś razu na wykładzie rozwinął się temat zaciągania dziewczyn do łóżka - jakiś student chciał go podpuścić, czy uważa, że to jest etyczne i tak dalej. A on na to: "Tak? A ja myślałem, że dziewczynę najpierw się upija, a dopiero potem zaciąga".
Oczywiście zawsze zaskakujące jest rzucanie kurwami. Szczególnie jak na koniec wykładu z matematyki wykładowca - lat z 80, taki bardzo poczciwy dziadek, najbardziej uprzejmy ze wszystkich - stwierdził, że na podsumowanie chciałby nas przeprosić za swoje wady, ale jak to napisał jakiś tam poeta, "starość, kurwa, starość".
Miałem też prowadzącego ćwiczenia, który okazał się... przyjacielem mojego dobrego znajomego A dowiedziałem się o tym, bo któregoś razu zbieraliśmy ekipę na granie w piłkę na facebooku i on skomentował tego posta. Jakiś czas później nawet zagraliśmy razem, ale był cholernie słaby I dziwnym przypadkiem od tego momentu zawsze miałem maksymalną liczbę punktów
Np. do dwóch dziewczyn powiedział, że zachowują się jak lesby, albo powiedział jednej dziewczynie, żeby podciągnęła wyżej spodnie, bo jej majty widać xD W ogóle na zajęcia przychodził w koszulkach "Jack Daniels", a mieszkał w mieszkaniach studenckich. Później mieszkał w jednym mieszkaniu z tą dziewczyną od majtek
Mnie zawsze takie cwaniaki wkurwiały. Też miałem takiego jednego prowadzącego, co myślał, że pozjadał wszystkie rozumy i uwalał dziewczyny, które mu się nie podobały ;p ale ostatecznie zwolnił mnie z egzaminu mimo, że nie spełniałem kryteriów, także niech mu będzie
A co do ubioru, to matematyczka w II semestrze (w średnim wieku, kociara, chyba stara panna, generalnie głupia baba) przyczepiła się do jednego kolegi, który miał ubrany takie spodnie za kolana, żeby "na przyszłość nie przychodził na uczelnię w takich porciętach, bo ona nie chce oglądać jego owłosionych łydek".
Z takich dziwniejszych przypadków, to miałam dwie prowadzące.
Jedna prowadziła wykłady z Tektoniki i też chyba była stara panną. Niestety to było na II roku i nie pamiętam już jej tekstów, ale dosłownie każde zdanie, każdy temat z tektoniki porównywała do spraw związanych z seksem i kopulacji (czyli wszystkie teorie tarcia itp). Ale serio, dosłownie na każdym slajdzie coś było. I ona myślała, że to są takie świetne żarciki akurat dla młodych ludzi, tylko jakoś o dziwo nikt sie nie śmiał i wszyscy byli zażenowani.
Natomiast zupełnie inna gadka była, kiedy się do niej przychodziło na egzamin ustny. Ona brała zwykle po dwie, trzy osoby na raz. No i raz wzięła jakiegoś kolesia i laskę. On coś tam odpowiedział i dostał 3,5, a ona za bardzo nie umiała. Więc kobieta się wkurzyła i stwierdziła, że właściwie to jednak im obojgu nie zaliczy.
Raz też jakiś profesor wyrzucił z gabinetu jej papiery itp, bo okazało się, że ponaginała sobie różne fakty, żeby pasowały do teorii, którą sobie wymyśliła.
Ogólnie tego było więcej, ale już nie pamiętam.
------------------
Jest też druga, młodsza i nie aż tak pokręcona. Z jej akcji to pamiętam tylko, że raz sie popłakała na zajęciach, bo student wygłaszał seminarium i o ona co chwilę mu przerywała, żeby wtrącić swoje trzy gorsze. I on powiedział, że w takim razie to on wychodzi, bo ma dość.
Pamiętam też raz, że w sali było jakieś uszkodzone krzesło i ona je wzięła, położyła do góry nogami na środku sali i zaczęła po nim skakać, żeby je rozwalic do końca...
--------------
Z takich bardziej sympatycznych specyficznych osób, to miałam wykładowcę z paleobotaniki, który zamiast prowadzić wykład uwielbiał opowiadać ploteczki. Głownie dotyczyły tego, kto z kim, gdzie, ale czasem miał tez jakieś dziwne historie, typu o jakimś kolesiu, który odrąbał sobie rekę siekierą, bo mu przeszkadzała. Albo opowiadał, jak wycierał sobie tyłek i przyczepił mu się papier toaletowy, czego nie zauważył i szedł z tym papierem na uczelnię.
Raz przyniósł tez preparat zrobiony z jego własnego kału do oglądania pod mikroskopem...
We are all evil in some form or another, are we not?
Pamiętam też raz, że w sali było jakieś uszkodzone krzesło i ona je wzięła, położyła do góry nogami na środku sali i zaczęła po nim skakać, żeby je rozwalic do końca...
A co do seminarium to jakoś z miesiąc temu ja wygładzałem i prowadzący mi przerwał i powiedział:
"Muszę zadzwonić do Pana XYZ od BHP, bo słuchanie pańskiego referatu to praca w warunkach szkodliwych dla mojego zdrowia psychicznego"
a jak już skończyłem to:
"ach, ale mi pan mentalnie dołożył, dawno nie czułem się tak skopany"
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
PS. dziś byłem u mojego promotora i gościu nie dość że nie przyczepił siędo niczego z części merytorycznej to jeszcze mnie pochwalił, że rozdział jest super i dokładnie taki jak on sobie go wyobrażał xD lol niepojęte ale czasem się zdarza heh
Lubię ten park za jego pozorną dzikość i nieuporządkowanie. W różnych zakamrkach parku, w krzaczorach poukrywane są różne niewielkie rzeźby, są stawy, wodospad i dużo jak na park drzew iglastych, co daje mu specyficzny leśny klimat
Dziś dowiedziałam się, że w jakimś tam plebiscycie z 2009 roku ten park uznano za najładniejszy w Warszawie, 3 w Polsce oraz że znajduje się w pierwszej dziesiątce najładniejszych parków Europy.
We are all evil in some form or another, are we not?
Myślałam, że na pierwszym u Ciebie, Other, będzie przy Cytadeli. Kojarzyło mi się, że gdzieś kiedyś pisałaś, że to Twoje ulubione miejsce w Warszawie. U mnie teraz na rzecz Skaryszewskiego spadł na drugie miejsce. Zresztą należała mu się obniżka po tym, jak kiedyś przyszłam z daleka w mróz bez czapki po piątej rano, żeby pobujać się tam na huśtawce, wietrząc umysł z nocnych zmartwień, a huśtawki... już nie było Takie fatum: http://literat.ug.edu.pl/xxx/lesman/dwojelu.htm
No ja lubię ten przy Cytadeli, jest jednym z moich ulubionych, nawet jazeerę tam zaciągnęłam
Tylko on w sumie jest dość.... wąski...
W Skaryszewskim dziś spędziłam prawie cały dzień, pełno w nim było fanów AC/DC.
A co do parków pozawarszawskich, to niesamowity jest park zamkowy w Przemyślu. Baaardzo polecam. Niedługo jadę do Przemyśla, to oczywiście go odwiedzę.
kilka foteczek:
We are all evil in some form or another, are we not?
Wrzucam niegdyś zrobiony na RYM ranking top 10 albumów muzycznych XXI wieku Chyba jeden z dokładniejszych rankingów jakie kiedykolwiek zrobiłem, zajęło mi to jakieś dobre kilka godzin i odsłuchałem nawet jeszcze raz fragmentami ok. 25-30 albumów. Także nie polecam
10. Alcest - Écailles de lune [2010]
Genres: Blackgaze, Shoegaze
1. Écailles de lune - Part 1 9
2. Écailles de lune - Part 2 8
3. Percées de lumière 8
4. Abysses 6
5. Solar Song 7
6. Sur l'océan couleur de fer 8
1. Untitled 9
2. Obstacle 1 8
3. NYC 8
4. PDA 7
5. Say Hello to the Angels 8
6. Hands Away 8
7. Obstacle 2 8
8. Stella Was a Diver and She Was Always Down 7
9. Roland 7
10. The New 8
11. Leif Erikson 9
1. Black Mirror 7
2. Keep the Car Running 7
3. Neon Bible 6
4. Intervention 9
5. Black Wave / Bad Vibrations 8
6. Ocean of Noise 8
7. The Well and the Lighthouse 8
8. (Antichrist Television Blues) 8
9. Windowsill 9
10. No Cars Go 9
11. My Body Is a Cage 8
1. Fake Empire 9
2. Mistaken for Strangers 8
3. Brainy 8
4. Squalor Victoria 7
5. Green Gloves 8
6. Slow Show 9
7. Apartment Story 9
8. Start a War 7
9. Guest Room 9
10. Racing Like a Pro 7
11. Ada 8
12. Gospel 8
1. Is This It 9
2. The Modern Age 8
3. Soma 8
4. Barely Legal 8
5. Someday 9
6. Alone, Together 8
7. Last Nite 9
8. Hard to Explain 8
9. New York City Cops 7
10. Trying Your Luck 9
11. Take It or Leave It 8
Ten zlot wspominam chyba najmilej ze wszystkich a to za sprawą różnych czynników. Był on najdłuższy i najbardziej różnorodny.
- najpierw Katowice, gdzie na stacji bardzo wylewnie przywitała mnie Amaranta, zanim ja zdązyłam się dobrze zorientować, że to ona
- potem spotkanie z agusią i zombiewalk, była fajna atmosfera i dobrze się z dziewczynami bawiłyśmy, a przynajmniej tak mi się wydaje ;p
- piwo z ludźmi z Nidy, którzy akurat też mieli zlot w Kato - mimo, że gości za bardzo nie znałam, była bardzo super atmosfera
- podróż do Chrzanowa, nocowanie u agusi, rosół u agusi Było fajnie Pamiętam, jak rano... eee przed południem wyszłam z kawą na ganek (lol) i tak sobie usiadłam, słonko świeciło, świerszcze cykały, a przede mną podróż do Krakowa a potem w góry - żyć nie umierać
- Kraków, gdzie spotkałyśmy się z Umba i Flakiem, a także przez chwilę z Lincolnem oraz kolejne piwo z "nidowcami", w knajpie siedzieliśmy do późna i koleżanka siłą mnie wyciągała do naszego hotelu, jako że nazajutrz miałyśmy wcześnie wstać i ruszać w Tatry na kurs terenowy (swoją droga to był najlepszy kurs z całych moich studiów, było super
Ogółem zlot upłynął w świetnej atmosferze, cały czas coś się działo, spotkałam wielu ludzi i było super, a nawet się nie upiłam
Miałam problem z wyborem drugiego miejsca, bo pozostałe zloty tez z reguły były fajne, ale dość podobne do siebie. Chociaż może nie.
Zdecydowałam się na ten, gdyż po pierwsze... Lion! No wiem, że wałkowanie ciągłe zaskoczenia, które nam sprawił, może być nudne, no ale... to był naprawdę miła niespodzianka! Poza tym zlot przebiegł w fajnej atmosferze, no tak, nawaliliśmy się... Były mango, kokosy i wódka, adi który się bał jeść moje grzybki i czas nam tak szybko upłynął, że wydawało nam się, że wszystko za krótko.
czyli pierwszy zlot na Łuckiej
To był zdecydowanie jeden z fajniejszych zlotów, pomimo eee dużej ilości wódki Oprócz MPowców na zlot wpadł na jakiś czas także Amos. Ogólnie było zabawnie, jazeera przywiozła dharmowe plakietki do przyklejenia, Lincoln zorganizował 1 z 10, były lostowe figurki, picie do jackface'ów, jakieś kompromitujące filmiki i tym podobne. A następnego dnia degustacja robaków i spotkanie ze Stachem. Nie wiem, co fajniejsze
Tak, tutaj zaczynają się schody. Wymieniłam właściwie te najbardziej fajne zloty i zostały już tylko fajne i średnie. Ostatecznie zdecydowałam się na ten stary, dość specyficzny zlot. Po pierwsze to był pierwszy raz, gdy spotkałam ludzi z MP (freda i shimano pomijam, bo to były jeszcze czasy z24). Jako pierwsze poznałam agusię i jazeerę. I musze powiedzieć, że było bardzo pozytywnie. Niby pierwszy raz laski na oczy widziałam, ale gadało się, jakbyśmy się znały od dłuższego czasu. No i wpadła do nas Gooseberry Do tego zlot był dość szczególny ze względu na to, że polegał on na zwiedzaniu Krakowa i robieniu zdjęć w każdym możliwym miejscu, które kojarzyło nam się z Lost. Tak powstała całą wyspowa sesja
No cóż, utaj trudno coś było wybrać. Nawet wahałam się, czy nie dać np. spotkania z mremką na konwencie albo zlotu we Wrocławiu.
No ale niech to będzie ten drugi zlot na Łuckiej. Różnił się zdecydowanie od pierwszego w wielu kwestiach. Po pierwsze... dostaliśmy jakiś pedalski mały pokój, a nie taki fajny duży jak poprzednio. Po drugie zabrakło osób pokroju agusi i jazeery, które zawsze rozkręcały imprezę a do tego nikt nie chciał tym razem się upić, więc prawie nie piliśmy, co w efekcie dało bardziej sztywny klimat A trzeba dodać, że Lincolna nie było... No jeszcze napomknę o meczu i Figo Fagot ;p Do tego jakas porażka z fotami wyszła ;p Było jednak całkiem spoko, pojawił się Octopus i wreszcie poznałam mremkę po tylu latach Były też papaje, różne gry, pizza, Harenda itp. Ogółem było spoko, ale mogło być lepiej
v6.01.15 © 2003-2005 | Original style by yassineb :: Ported for PHP-Fusion by: 
. 
Takie fatum: 
